wtorek, 2 lutego 2021

Pogaduchy przy Aurorze

Cześć. To już rutyna, że nie jestem regularna w pisaniu, ale kiedy już coś tutaj dodam to od razu wiadomo, że ilość informacji która uzbiera się przez ten czas będzie conajmniej... zatrważająca. 

{}

Zeszły rok był kompletnym nieporozumieniem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek może być tak źle, ale 2020 zagwarantował mi niezły rollercoaster wszystkich najgorszych sytuacji, które mogą przytrafić się człowiekowi. Kolejne pogrzeby, straty, załamania, dodatkowo covid i horror w mieszkaniu- w łazience spadł sufit. Czy kogokolwiek interesują szczegóły? Jeśli tak- zapraszam do lektury.

Ostatni wpis pojawił się w lipcu, czyli w momencie kiedy piekło miało się dopiero zacząć. Lockdown spędziłam w swoim rodzinnym mieście, czyli w Katowicach. Wtedy też przeprowadziłam się tutaj znów na "stałe" zabierając resztki mojego dobytku z Gdyni. Zmieniłam uczelnię, znalazłam pokój w Warszawie i myślałam, że wszystko znowu zaczyna się układać, ale generalnie srogo się myliłam. Chwilę po powrocie z Gdyni musiałam uśpić mojego 20 letniego kotka. Pierwsza śmierć sierściucha w moim życiu. Nie sądziłam, że pożegnanie zwierzaka może być takie ciężkie, ale jakoś przetrawiłam to wydarzenie. Pewnie zastanawiacie się co dalej mogło pójść nie tak? Otóż w sierpniu umarła moja bliska koleżanka, a dzień po niej mój wujek. Wrzesień to kolejna strata- moje oczko w głowie też przeszło za tęczowy mostek. Umarł mój piesek. We wrześniu również zdiagnozowali raka nerki u mojego dziadka co było ogromnym szokiem dla mojej rodziny. Końcówka września, czyli pakowanie gratów do Warszawy. Kilka dni minęło, a ja zaraziłam się covidem od moich wspaniałych współlokatorek, których serdecznie nie pozdrawiam ponieważ takich nieodpowiedzialnych brudasów w życiu nie spotkałam. Cały październik spędziłam w moim klaustrofobicznym pokoju ucząc się na zajęcia i śpiąc. Przy okazji w czasie wolnym płakałam i nabierałam na masie zajadając smutki mimo tego, że nie czułam ani zapachu, ani smaku. W łazience spadł sufit, a właściciel mieszkania miał w dupie jakąkolwiek większą pomoc. Z łazienki nie dało się korzystać więc biegałam do kuzyna na piętro, aby móc przynajmniej jakoś się umyć. Koniec kwarantanny, policja przestała odwiedzać moje mieszkanie, a ja skończyłam 21 lat. Chyba najbardziej bolesny i zarazem szczęśliwy dzień zeszłego roku. Równo o 8 rano obudził mnie telefon od dziadka, który był już tak wykończony chorobą, że nie potrafił mówić. Wydaje mi się, że chciał życzenia, ale nie dał rady, a pielęgniarka rozłączyła nas po trzech minutach. Potem dziadek zapadł w śpiączkę, leżał tak dwa dni w szpitalu, a potem wyłączyły mu się wszystkie funkcje życiowe i odszedł. W międzyczasie wróciłam do Katowic, bo depresja spowodowana wszystkimi tymi sytuacjami nie pozwalała mi na normalne funkcjonowanie. Po pogrzebie właściwie odcięłam się od czegokolwiek co faktycznie sprawiało mi przyjemność i skupiłam się na zaliczeniach. Nie spotykałam się z nikim, siedziałam w pokoju (a raczej leżałam w łóżku) i w ramach odreagowania tego całego gówna wydawałam pieniądze jak głupia. Grudzień i święta zniszczyły mnie do tego stopnia, że nie było już mowy o normalnym śnie, ale teraz jest minimalnie lepiej. Luty. Sesja. Robi się później ciemno, a ja znajduję w sobie siłę na trochę więcej pracy. Mam jeszcze dwóch nowych mieszkańców mojego rodzinnego domku. Złote pieski!! 2,5 rocznego Hugo i małego szczeniaczka oraz córkę Hugosława- Zosię. Dają mi bardzo dużo ciepła i zabierają przykre myśli.

2021 musi być po prostu lepszy. Niby wyznaczyłam jakieś cele do spełnienia, ale chyba wolę nie sugerować się nimi i starać się żyć z wolną głową aby nie wyrzucać sobie później niespełnionych obietnic od siebie dla siebie. Chcę być tylko abym była zdrowa, tak samo moi bliscy. No i miło by było, gdyby wróciła do mnie chociaż odrobina szczęścia.


W temacie mojego życia...byłoby na tyle. Natomiast lalki...

Lalek jest całkiem sporo. Trochę inne niż planowałam, ale jest ich również trochę więcej niż planowałam. Nie pamiętam już stanu na lipiec oraz modeli, które miałam w tamtym czasie (co w sumie jest trochę przykre bo w pewnym momencie patrzyłam bardziej na ilość niż na jakość), aczkolwiek w tym momencie jestem praktycznie spełniona. Od lipca nazbierało się też trochę Sylvanianów, które teraz zamieszkują moją witrynę... A prócz nich oczywiście lalki. Pullip Miku Lol (Nao), Kirsche (Blair), Romantic Alice Blue (Luna), Classical White Rabbit (Kiara), Tiphona (Mina), Kuromi (Sunmi) oraz custom (Amika), Taeyang Natsume, który został customem Natsume (Ryo), Dal Kaname Madoka (Pai), Cinnamoroll (Lucy), Ciel (Ciel) no i jeszcze Blythe z Aliexpress (Matylda/Paskuda). W drodze mam jeszcze jedną lalkę- Pullip My Melody (2020), w planach kupno Dollfie Miku, a w tym miesiącu zamawiam Pullip Merori wraz z moją przyjaciółką, Julią (królową lisów z całego świata). W tym momencie posta chciałabym jeszcze prócz Julci mocno przytulić Martę (Kyuo) i Paulinę (Paula-Chan) za bycie absolutnie super i za ogrom wsparcia z Waszej strony. Kocham Was wszystkie, baby moje słodkie!!!!


Czas na jakieś zdjęcia. Mam nadzieję, że z każdym nowym postem widzicie chociaż minimalne postępy.












No to co? Klasycznie- do następnego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za miłe i szczere komentarze, za te mniej miłe też dziękuję!
A może chcesz o coś zapytać? - Śmiało! Bez krępacji! Na pewno Ci odpowiem. Jeśli nie w komentarzu, to na twoim blogu! ♥