piątek, 30 marca 2018

Czwartkowe spotkanie z Pauliną

Cześć i czołem!
Razem z Pauliną spotkałyśmy się wczoraj w kawiarni, aby trochę poplotkować i porobić zdjęcia. Zwyczajne spotkanie zmieniło się w buszowanie po centrum w celu znalezienia magicznej gąbeczki do wyczyszczenia buzi lalek, szukaniu fancy skarpetek i oglądaniu lalek Shibajuku w Smyku.
Powiem Wam, moi mili, że mój tajemniczy zakup przybył już do Warszawy!! Teraz pora uzbroić się w cierpliwość i czekać na uprzejmość poczty Polskiej, która może zaszczyci mnie swoją hojnością i we wtorek przybędzie z moją paczką 😕 Właśnie! Co do nowości- Amika na custom wybywa już w ten wtorek, a oczka dla niej i dla Pai zostały już zamówione. Trochę się zdziwicie, kiedy dziewczyny będą już gotowe i oczywiście kiedy przybędzie nowa lalka.... Generalnie zrobi się ciekawie!😁
Zapraszam Was teraz krótką relację zdjęciową i mam nadzieję, że odezwę się do Was już niebawem!









niedziela, 25 marca 2018

DYŃKON ll

Cześć i czołem! Z tej strony Pola!🎀
Jakiś czas temu zasypałam Was paplaniną na temat powodów mojej nieobecności tutaj. Szczerze mówiąc żyję nadzieją, że mój powrót nie ulegnie zmianie przez jakieś małe 'coś', ale po co gdybać, skoro jest tak dobrze i nic na zmiany nie wskazuje?
Dzisiaj przychodzę do Was z postem dotyczącym wczorajszego ogromnego (!) Wrocławskiego spotkania lalkowego, zwanego potocznie Dyńkonem. Była to druga edycja tamtejszego meetu, ale sama uczestniczyłam tylko na wczorajszym. Jestem przerażona- w dobrym tego słowa znaczeniu, ilością osób i lalek jakie mogłam wczoraj zobaczyć! Sto piętnaście lalek, jakieś plus minus dwadzieścia osób i dziesiątki (dosłownie) osób, które nas obserwowały, podchodziły i pytały o co chodzi w naszym spotkaniu. Nawet ochrona podeszła i poprosiła którąś z nas o maila, aby wysłać zdjęcia ze spotkania.
Dawno tak bardzo nie stresowałam się wyjazdem gdzieś, ponieważ nie miałam do kogo jechać. Tym razem cała nasza lalkowa 'ekipa' miała się zobaczyć. W jednym miejscu. O tej samej porze. Twarzą w twarz. Dla osoby, która panikuje przed spotkaniem takiej m a s y ludzi to niewykonalne, aby przyjechać, ale ochota i chęci przeważyły stres!
Bez zbędnego gadania zapraszam Was na zdjęciową część wpisu, ponieważ jest ich jakoś plus minut trzydzieści! Nie dałam rady zobaczyć każdej lalki z osobna, ale myślę, że kiedyś jeszcze to nadrobię. W końcu to dopiero drugie, a nie ostatnie takie spotkanie od czasu powrotu większości lalkarzy, co nie? 😉































Chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować za miło spędzony czas we Wrocławiu- jesteście wspaniałe! 💘 
Zobaczcie jeszcze ile lalek było na całym meecie!

Polecam kliknąć- zdjęcie się powiększy!

I na sam koniec powiem Wam, że leci do mnie mały ktoś! Ale kim on jest??👀
Zgadujcie w komentarzach i opowiedzcie mi jakie są Wasze odczucia? Które lalki chcielibyście zobaczyć na żywo?
Dziękuję za uwagę i do następnego!

piątek, 9 marca 2018

Nowinki, czyli kilka lat w pigułce

Hejka! Z tej strony Chi, trochę mnie tu nie było.🍒
Pewnie zastanawiacie się co sprawiło, że zrezygnowałam z lalek i pisania bloga, mimo, że sprawiało mi to zawsze mega frajdę? Jeśli jesteście ciekawi, weźcie kubek z ciepłą herbatą i coś do jedzenia, bo wydaje mi się, że ten post będzie trochę długi.
Zacznijmy od roku 2015, kiedy nastąpiła przerwa w moim regularnym zaglądaniu tutaj. W październiku 2014 roku dowiedziałam się o tym, że moja babcia, która była dla mnie jak druga mama, zachorowała na raka. Nie będę rozdrabniała się nad przebiegiem jej choroby, ponieważ jest to bardzo przykry dla mnie temat i również niekoniecznie przyjemny dla czytelnika. Babci zostało 7 miesięcy życia, więc każdy dzień chciałam spędzić blisko niej. Zaniedbałam jakiekolwiek obowiązki, a moje życie nabrało zajebiście szarych kolorów. Jeśli dobrze pamiętacie, przez całe życie tego bloga wspominałam o swoich problemach ze spadkiem nastroju, opowiadałam o braku chęci wychodzenia do ludzi i czasami podkreślałam ewentualne wyjście na zewnątrz. W skrócie- moja prawdopodobna depresja rozwinęła się wraz z chorobą babci. Kwiecień, dosłownie po Wielkanocy 2015 roku, babcia umiera, a ja przestaję wychodzić z domu. Całkowite załamanie, brak chęci do życia, zamykanie się w swoich czterech ścianach. Nie przepadałam za swoim gimnazjum. Ludzie z tamtego otoczenia byli dla mnie wyjątkowo nieżyczliwi i rozumiem, że sama nigdy nie byłam i nie będę ideałem człowieka, ale mogli chociaż zachować pozory, że zmartwiła ich moja nieobecność w szkole przez naprawdę długi czas. Uwaga- nikt nie zwrócił na to uwagi. Wróciłam do szkoły na egzaminy, z których (pamiętam to jak dzisiaj) pani z matematyki chciała mnie wyprowadzić, bo wyglądałam, jakbym miała zaraz sama zejść na miejscu. Egzaminy napisane, słabo, ale napisane. Po wakacjach dostałam się do jednego ze słabszych liceów w Katowicach. Mój sposób myślenia zmienił się o 180* razem z moim wyglądem wewnętrznym i zewnętrznym. Krótko mówiąc- stoczyłam się na samo dno społeczności. Aż mi wstyd, kiedy o tym myślę, ale moje samopoczucie mimo długiej terapii po kwietniowym szoku spadało coraz bardziej w dół. Miałam wsparcie znajomych ze szkoły, ale tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebowali.Właściwie większość z nich można nazwać mianem fałszywych, ale nie mówcie im o tym, bo w grudniu zeszłego roku odblokowałam ich i pozwoliłam sobie odetchnąć. Liceum zaczęłam w lepszej formie, bo nikogo nie znałam. Od samego początku było mi trochę wstyd opowiadać o sobie w taki sam sposób w jaki przedstawiałam swoją osobę w gimnazjum. Nie opowiadałam nikomu o moim głównym hobby, czyli o Japonii i lalkach, zresztą już pod koniec gimnazjum sprzedałam Blair, aby kupić sobie jakieś basic ubrania i buty, co by nie pomyśleli, że wyglądam jakbym wyszła z jakiegoś konwentu. Po dwóch latach uznałam, że mam dość traktowania mnie jak dojną krowę i zmieniłam szkołę. Wakacje dały mi dużo siły, ale to poczucie błogości trwało tylko przez moment.
Aktualnie jestem w innej szkole, a moje samopoczucie pogarszało się z każdym dniem przebywania między ludźmi. Poszłam do lekarza, przepisał mi leki które i tak rzuciłam w pizdu po 2 miesiącach brania, bo tyłam i cały czas spałam. Poza tym przeszkadzało to mojemu najlepszemu przyjacielowi, którego z tego miejsca najserdeczniej i najmocniej pozdrawiam!! Najpewniej, gdyby nie jego wpływ teraz ważyłabym 10 kilo więcej i nie wpadłabym na pomysł ogarnięcia dupy. Z nerwów paliłam papierosa za papierosem, chodziłam do klubów, aby zalać się masą alkoholu, żeby tylko nie myśleć o złych rzeczach, ale w ciągu kolejnych 2 miesięcy (czyli w okresie od stycznia do dnia dzisiejszego) jakby wszystko puściło. Mój terapeuta oraz moi  przyjaciele- Krzysztof i Kasia bardzo mi pomogli.
To już teraz, mniej więcej, w naprawdę dużym skrócie możecie zrozumieć dlaczego nie odwiedzałam tego miejsca. Doskonale wiem, że środowisko lalkowe sprawiało, że odrywałam się od smutnej rzeczywistości, ale zaniedbywałam tym sposobem wszystkich obok. Ostatnio przeglądałam stare notesy, gdzie kilka lat temu zapisywałam swoje przemyślenia, opisywałam samopoczucie i pomyślałam- skoro  to wszystko najprawdopodobniej jest już za mną, jeśli mogę ogarnąć ataki paniki, napady smutku i płaczu, nie brać leków na depresję, to czemu by nie wrócić do rzeczy, które sprawiają mi przyjemność?
Na pierwszy ogień poszły moje upragnione podróże, zaznaczę, że moja mama jest dość nadopiekuńczym przypadkiem. Od czasu, kiedy odkryłam możliwość poznawania ludzi przez internet, zawsze chciałam jeździć do nich i zwiedzać ich miasta. Czekałam bardzo mocno i długo na moment, kiedy w końcu rodzice puszczą mnie gdziekolwiek. Niby już września zeszłego roku mogę już podróżować gdzie chcę, ale "na legalu" robię to dopiero od listopada, haha. Później pomyślałam, że dobrym sposobem na powrócenie dobrych wspomnień będzie nagrywanie fimów, co okazało się całkiem dobrym pomysłem. Oczywiście nie udostępniam wszystkiego, co kręcę w sieci, ale wkleiłam Wam link do mojego kanału, tam o przy słowie 'film', jeśli ktokolwiek będzie ciekawy co, gdzie i jak. Przywracanie szczęścia rzeczami materialnymi jest trochę słabe, ale jeśli w ten sposób można zapewnić sobie przywrócenie wspomnień, to BITCH, I'M IN. Ostatnio dzięki moim rodzicom sprawiłam sobie bilet na Marsów, M&G (omgomgomg!!!!!!!) o którym wspominałam w 2014 roku w tym poście. To niesamowite, że głupi kawałek tekturki może dać mi takiego pozytywnego kopa w tyłek.
Chyba najlepszą decyzją mimo wszystko był powrót tutaj. Matko, stęskniłam się. Za lalkami, za tą uroczą otoczką, blogiem i przede wszystkim za Wami. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak komentarze, które zawsze zostawialiście pod moimi postami sprawiały mi radość!
Dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną przez cały czas, nawet kiedy było bardzo źle i przynudzałam.
Wydaje mi się, że skoro przez naprawdę- lata prowadzenia blogów moja szczerość i bycie otwartą na wszystko i wszystkich skutkowało pozytywnym odbiorem, to nawet teraz, jeśli dowiedzieliście się czegoś nowego i bardziej "emo" na mój temat, to przyjmiecie mnie tak samo ciepło jak dobrych kilka chwil temu.
A skoro już wspomniałam o lalkach, to pewnie musiało stać się kilka dobrych zmian! Ami leci na trzeci w swojej karierze repaint (i mam nadzieję, że będzie to już ostatni 😂), zamówiłam jej nowego wiga od Kyuo (którą bardzo mocniutko pozdrawiam💜) i zmieniłam oczka na te szare animalsy, które wcześniej nosiła Pai. A co do mojej Dalki- odziedziczyła oczka po Amice i tym oto sposobem dostała nowe życie. Efekty zmian możecie zauważyć na zdjęciach, które znajdują się tuż pod spodem. Niby mała zmiana, ale jak cieszy...





Chyba wystarczy już na dzisiaj zbędnego gadania. Mam nadzieję, że wszystko u Was w porządku i mimo lodówki na dworze nie jesteście zbytnio przeziębieni... 😅
Trzymajcie się i do napisania!
Chinatsu